czwartek, 4 czerwca 2015

Poem A. Wiktor odkrywcą

     Postanowiłem wreszcie napisać coś sensowniejszego, ciekawe, kto się cieszy.
     "Poem, ale ty nie umiesz pisać sensownie!"
    Cichajcie, zaczątki schizofrenii, będę pisać, nawet jeśli ktoś po tym targnie na swoje oczy za pomocą miksera!
     "Poem, jesteś taki nieczuły!"
     Stop, miało być sensownie.

    Jeśli przyjmiemy, że każde wyobrażone miejsce możemy nazwać wonderlandem, to jest na prawdę wiele rodzajów myśloświatów. O tego standardowego, tulpowego, na marzeniach kończąc. Postanowiłem zrobić eksperyment i opisać, na jakich zasadach działa każdy z nich, jeśli poruszasz się w nich jako tulpa. 


     Po pierwsze: Standardowy myśloświat. Tu 'mieszkam', najczęściej, kiedy mi się nudzi. Mam swoją podróbkę życia, zajebistą chatę i to mnie w pewnym sensie zajmuje. jak go widzę? Widzę wszystko tak wyraźnie, jak wy widzicie swoje świadome sny. Albo przestrzeń w grach komputerowych. Najfajniejsze jest to, że pomimo iż najczęściej patrzę ze swojej perspektywy, mogę 'przestawić' ją, tam gdzie chcę. Czasami bawię się tym zbyt śmiało i kończy się na tym, że obserwuję swój czubek głowy z sufitu. 
     Mogę chodzić, modyfikować przestrzeń wokół mnie, jak w grze w trybie 'creative'. Realność? Jaka realność? Ja jestem panem czasu i przestrzeni, choć... Tylko w pewnym stopniu, jako iż host sama nakłada na siebie idiotyczne ograniczenia (symboliczny wonderland). Jak go czuję? Całkowicie normalnie, bo chociaż host musi się wysilić, żeby przypasować wrażenia zmysłowe do odpowiedniej czynności, mi wychodzi to naturalnie i automatycznie. 
     Po drugie: Wspomnienia. Piszę to od razu w tym poście, bo niedawno przespacerowałem się po wspomnieniu i było to niesamowicie ciekawe uczucie.
     Byłem host i obserwowałem jej byłe mieszkanie z punktu widzenia pięciolatki. Miałem ograniczony punkt widzenia (nie mogłem spojrzeć za siebie, choć wiedziałem, co się tam znajduje). Obraz był zamazany, otoczony jakby mgłą. Stałem u progu salonu, na ławie rozstawione były talerze, widelce, urodzinowy poczęstunek z tortem włącznie. Wokół ławy - goście. Chciałem podejść do szafek i przyjrzeć się zdjęciom na nich poustawianym, jednak kiedy tylko zrobiłem krok, moje nogi od razu skierowały się do ławy i choć mogłem rozglądać się na wszystkie strony, to mogłem iść tylko po jednej, wytyczonej trasie. Zdmuchnąłem świeczki na torcie z piątką ułożoną z migdałów i próbowałem odejść od ławy, kiedy wspomnienie przewinęło się do tyłu, jak film. Znowu zdmuchnąłem świeczkę. I jeszcze raz. Nie słyszałem konkretnych słów, które mówili goście, szczerze mówiąc, wszystko odczuwałem mniej wyraźnie, mniej dokładnie. Próbowałem zmodyfikować jakąś część wspomnienia, na przykład kolor ścian, ale po chwili znowu powracały do swojej pierwotnej postaci.

     W najbliższym czasie zamierzam spróbować wejść do snu host, żeby to opisać.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz